Brak centralnego ogrzewania w budynku to nie jest tylko opowieść o braku komfortu, ale też i o tym, że skoro wiele pokoi było niedogrzanych, to dzieci mieszkające w tych budynkach częściej chorowały, w związku z czym miały więcej nieobecności w szkole, co z kolei przekładało się na gorsze wyniki w nauce. Poprawienie jakości infrastruktury jest w stanie przerwać tę pętlę – rozmowa z Jackiem Grunt-Mejerem.
Maria Hawranek: Czym właściwie jest rewitalizacja?
Jacek Grunt-Mejer: Rewitalizacja to wyciąganie jakiegoś obszaru z kryzysu. Najpierw przeprowadza się diagnozę całego miasta i potem sprawdza, który obszar ma najwięcej problemów i w związku z tym wymaga interwencji publicznej. Bierze się pod uwagę wiele czynników i działa wielotorowo, bo te rozmaite zagadnienia są ze sobą powiązane. Dodam, że zabetonowanie ryneczku i wstawienie fontanny, to nie rewitalizacja, to co najwyżej wątpliwej jakości remont.
Co wpływa na zdiagnozowanie jakiegoś obszaru miasta jako zdegradowany? Oczywiście wyższe bezrobocie, brak podstawowych instalacji, ale co jeszcze?
Natężenie problemów społecznych, czyli odsetek osób korzystających z pomocy społecznej, infrastrukturalnych, czyli m.in. liczba budynków wymagających remontu kapitalnego, dostępność terenów zielonych, hałas, zanieczyszczenie powietrza, bariery przestrzenne i dziesiątki innych danych, które po pierwsze możemy w jakiś sposób zmierzyć, a po drugie – porównać, abyśmy mogli wziąć mapę całego miasta i zobaczyć, gdzie np. wyniki w szkołach są wyższe, a gdzie niższe. Podsumowując - diagnoza całego miasta, która została wykonana 2 lata temu wykazała, że prawobrzeżna Warszawa nadal wymaga interwencji.
Warto jednak zwrócić uwagę, że w tym całym procesie problemy, ich powiązania bywają nieoczywistePrzyjrzyjmy się sytuacji, gdy doposażamy kamienicę w ciepło sieciowe - do tej pory mieszkańcy musieli palić w piecu lub płacić niebotyczne rachunki za prąd. Do tego mury były popękane, a w nieszczelnych oknach hulał wiatr. Ale to nie tylko jest opowieść o braku komfortu, ale też i o tym, że skoro wiele pokoi było niedogrzanych, to dzieci mieszkającew tych budynkach częściej chorowały, w związku z czym miały więcej nieobecności w szkole, co z kolei przekładało się na gorsze wyniki w nauce. Poprawienie jakości infrastruktury jest w stanie przerwać tę pętlę. Oczywiście nie twierdzę, że to był jedyny powód słabych ocen, ale przynajmniej ten jeden zostaje wyeliminowany.
W rewitalizacji jest ważne, żeby te powiązania dostrzegać, bo wtedy wiemy które działania przynoszą najbardziej wymierne efekty.
Kiedy w 2008 roku zaczęły się pierwsze działania w obszarze rewitalizacji, około 2 proc. kamienic na Pradze miało ciepło sieciowe. W tej chwili, po 15 latach, ma je ponad 60% z nich! To jest ogromna zmiana! Liczę na to, że do końca 2030 roku uporamy się już ze wszystkimi budynkami.
To może opowie pan jeszcze o tym, jakie były ukryte powody bezrobocia na Pradze.
W czasie diagnozy okazało się, że na obszarze rewitalizacji bezrobocie jest minimalnie wyższe niż w pozostałych dzielnicach Warszawy. U części osób uruchamiał się tu stereotyp, że wiadomo – lenie, na zasiłkach, nie chce im się itp.
Ale podrążyliśmy głębiej, okazało się, że temat nieco bardziej dotyczył młodych ludzi, przed 30 rokiem życia. Stworzyliśmy dla nich program „Wsparcie w starcie”. Otworzyliśmy punkt doradztwa zawodowego na parterze na rogu Inżynierskiej z Wileńską, gdzie można przyjść, porozmawiać, uzyskać pomoc w napisaniu CV, poszukać szkoleń, takie podstawowe sprawy. I zauważyliśmy zaskakującą rzecz – jakaś część młodzieży nie chciała pracować legalnie. Nie rozumieliśmy tego, bo to jednak na wielu poziomach dla nich niekorzystne. Ale później jedna z osób, która z nimi bliżej współpracowała i której zaufali, dowiedziała się, że ci młodzi szukają pracy na czarno tylko dlatego, że ich rodzice przez lata nie płacili czynszu i wpadli w długi. Zatem żeby komornik nie zabierał im z konta pieniędzy na poczet długów rodziców, pracują nielegalnie. To była spora grupa ludzi. Uznaliśmy, że to wielka niesprawiedliwość, wchodzić w dorosłość z takim garbem, więc miasto przyjęło uchwałę, którą w uproszczeniu można opisać tak, że młodzież zaczyna płacić czynsz od ukończenia 18 roku życia i tylko za swoją część (wg liczby lokatorów mieszkania) a dług można rozłożyć na raty lub w trudnych sytuacjach umorzyć. 30 proc. mieszkań na Pradze to mieszkania komunalne należące do miasta. Mieszkań zadłużonych też było sporo. Dzięki tej uchwale cała sytuacja zdecydowanie się poprawiła..
W ostatnich latach na obszarze rewitalizacji powstały też trzy stacje metra. Co to spowodowało?
Powiedziałbym, że to był tzw. game changer. Nagle w siedem minut z Dworca Wileńskiego można dostać się na Świętokrzyską. To nieosiągalne na rowerze, motorze czy w samochodzie, ani też innymi środkami komunikacji miejskiej. Ułatwia codzienność i stanowi pewnego rodzaju protezę dla sytuacji, w której miejsca pracy są tak bardzo nierówno rozłożone między brzegami Wisły. To oczywiście też próbujemy powolutku zmienić, ale na razie jednak prawy brzeg działa bardziej jak konglomerat dzielnic mieszkaniowych, a lewy skupia miejsca pracy.
Pojawiają się pełne niepokoju głosy o gentryfikacji Pragi, która jest nieunikniona.
Czasem słyszymy taki zarzut, że w dzielnicy pojawia się więcej osób z tzw. klasy średniej, czyli nie tylko droższe, bardziej luksusowe mieszkania ale też trochę więcej droższych restauracji, czy galerii sztuki. To rzeczywiście jest dramat, ile kosztują mieszkania w Warszawie, ale samorząd nie ma narzędzi, żeby to regulować. To co możemy zrobić, to przeznaczyć wyremontowane kamienice dla osób, które nie zarabiają wystarczająco dużo, żeby poradzić sobie na rynku – i to właśnie robimy. W ciągu ośmiu lat wyremontowaliśmy 56 kamienic i to wszystko są mieszkania miejskie o niskich czynszach rzędu 10 złotych za metr kwadratowy za najem, to jest naprawdę tanio. W tym sensie raczej nie widzę tu gentryfikacji rozumianej jako wypieranie dotychczasowych mieszkańców przez bogatych nowych, bo oni nadal w tych dzielnicach są. W parterach miejskich kamienic nadal są prowadzone niedrogie usługi – znajdzie się i szewc, i krawcowa, i bar mleczny i warzywniak.
Natomiast jest z pewnością istnieje nierównowaga w informowaniu o tym w mediach.
Czy wyobraża sobie Pani, że lokatorzy mieszkań komunalnych publicznie podzielą się informacją, że cieszą się z tego, że właśnie zamieszkali w ładnym mieszkaniu, w dobrej dzielnicy, z groszowym czynszem, gdy inni wynajmują za horrendalne kwoty na rynku lub są przyciśnięci kredytem na 30 lat, żeby spłacić małe mieszkanie w peryferyjnej dzielnicy?
A co z wysiedleniami?
Jeśli remont jest gruntowny, trzeba wymienić stropy czy klatki schodowe i w związku z tym trzeba wysiedlić mieszkańców, to nie przenosimy ich do Łomży czy na Białołękę, tylko szukamy innego lokalu w pobliżu. Czasem przenoszą się na drugą stronę ulicy – ze Stalowej 34 na Stalową 29, czasem nieco dalej. Ale wciąż mają w zasięgu spaceru te same sklepy, lekarza czy szkołę. To prawda, że często nie wracają już do pierwotnej kamienicy po remoncie, ale po pierwsze najczęściej sami nie chcą się już po raz kolejny w ciągu 2 czy 3 lat przeprowadzać – przecież przeprowadzki są uciążliwe, a po drugie to mieszkanie (jeśli kamienica nadal ma taki sam układ co wcześniej) trafia po prostu do innej rodziny w potrzebie. Nikt tych ludzi z dzielnicy nie wyrzuca.
Inny przykład: Koneser. Słyszę gorzkie komentarze o drogich knajpach, które się tam pojawiły. Mijałem go jako dziecko, gdy chodziłem do szkoły na Brzeską. I pamiętam, że wówczas Koneser był niemal eksterytorialną przestrzenią, która wyglądała jak więzienie: wielkie mury, drut kolczasty, bo wiadomo, w środku butelki z alkoholem. To był wielki kawał dzielnicy, który dla mieszkańców był martwy. A teraz, choć mieszkania są dla tych ludzi o zasobniejszych portfelach, to przestrzeń jest dla każdego, bo można tam przejście skrótem do przystanku, są tam dyskonty, stacja Veturilo, można usiąść na ławkach. To jest zmiana na plus.
Jakie są cele projektu Migawki z punktu widzenia miasta?
Migawki to pomysł Filipa Springera. Pamiętam, jak jeszcze przed pandemią spotkaliśmy się przed kinem Iluzjon i zastanawialiśmy się, jak opowiadać o różnych pozytywnych zmianach w mieście. To było dla mnie ważne i nadal jest, bo mam poczucie, że żyjemy w czasach, gdzie jest bardzo dużo narzekania, przesytu negatywnymi informacjami i potrzebujemy przeciwwagi, bo inaczej przesiąkamy tą negatywnością. Ten projekt pomaga zobaczyć, ile fajnych, pięknych rzeczy dzieje się dookoła – można wziąć zdjęcie sprzed lat i teraz i powiedzieć: hej, zobaczcie, jak to miejsce się zmieniło! Urodziłem się na Pradze i tu wychowałem, czyli praktycznie mieszkam tu od 45 lat. I zachwyca mnie, jak ta dzielnica wypiękniała. Codziennie jadę na rowerze i widzę coś, co mnie cieszy.
Na przykład?
Tych przykładów są naprawdę dziesiątki – jeśli trzymać się tematu rowerowego, to bardzo dużą zmianą jest skrzyżowanie Al.Solidarności i Szwedzkiej gdzie wcześniej urywała się droga dla rowerów, trzeba było przejść spory fragment po chodniku do przejścia dla pieszych w głąb ulicy Szwedzkiej, jeszcze za Wileńską, Trzeba było przeprowadzać go przez pasy, traciło się na tym pięć minut. Teraz jest normalny przejazd,.
Ale to co widać niemal na każdym kroku, to dziesiątki wyremontowanych kamienic, na Stalowej, Na Środkowej, na Małej, na Strzeleckiej, Konopackiej, Łomżyńskiej, Łochowskiej, Markowskiej… Zawsze się uśmiecham, gdy widzę wyremontowany Pałacyk Konopackiego, który tak tętni życiem.
Dla mnie projekt Migawki jest ważny także dlatego, że każdy kto ma telefon w ręce, może poczuć się zachęcony żeby zatrzymać się i dostrzec piękno, jakie ma obok siebie. Mam w telefonie kilka tysięcy zdjęć z Pragi. Zdjęcia mają geolokalizację, więc czasem sobie wchodzę na mapkę i patrzę: o, w 2016 roku tak to wyglądało, a w 2018 tak, a teraz w 2023 tak. Bardzo mnie to satysfakcjonuje. Myślę, że osoby, które tutaj mieszkają, też się z tego cieszą. Pamiętam jak kiedyś usłyszałem w jakimś warzywniaku, jak starsza pani opowiada koleżance: a wie pani, tutaj przejście dla pieszych zrobili przy Lidlu, a tyle trzeba było drałować dookoła.
Ludzie, nawet jeśli nie są skorzy do publicznego chwalenia, zauważają zmiany.
Jacek Grunt-Mejer - pełnomocnik prezydenta m.st. Warszawy ds. rewitalizacji. Psycholog, absolwent Międzywydziałowych Indywidualnych Studiów Matematyczno-Przyrodniczych UW, autor bloga "Strefa Piesza", ekspert zajmujący się zrównoważonym transportem, przestrzenią publiczną oraz bezpieczeństwem pieszych i rowerzystów. Współpracuje z Najwyższą Izbą Kontroli, Sejmem, Ministerstwem Rozwoju i Infrastruktury. Od września 2015 roku koordynuje wdrażanie projektów rewitalizacyjnych w Warszawie oraz prowadzi zajęcia w School of Ideas na Uniwersytecie SWPS.